I znow nowy nocleg. Tym razem willa Galileo w Budvie, oddalona od plazy 9 minut piechota. Wlascielka czekala na nas na tarasie, a kiedy tylko zobaczyla polskie tablice krzyczala do nas z pozdrowieniami. Dragana takie jej imie okazala sie bardzo energiczna osoba poruszajaca sie w tempie joggingu i czesto powtarzala to slowo. Powitala nas kawa zdajac sobie sprawe z tego, ze mozemy byc zmeczeni:) Po szybkim prysznicu przyszedl czas na spacer i zzpoznanie sie okolica. Pewnie wybralibysmy standardowa droge do plazy,lecz nasza ulubiona Dragana szybko pokazala nam skrot.
Nadmorskie wybrzeze w Budvie jest jak w wiekszosci takich miejscowosci usiane knajpkami i restauracjami. Posrod tych wszystkich jedna przykula nasza uwage. La Bocca jesli ktos kiedys tam bedzie polecam. Polozona na plazy, ze spokojna muzyka chillout i bardzo dobrym menu. Ceny tez rozsadne. Po kolacji spacer wzdluz wybrzeza posrod ktorego widnieje stare miasto Budvy. Taki dubrownik w miniaturce, otoczony murami a wewnatrz miasta pieknie oswietlone sklepy i restauracje. stare miasta maja ten swoj magiczny klimat. Na obrzezach starego miasta knajpka "el mundo" z muzyka na zywo. Muzyka w stylu bossanovy i swingu. Totalne odmozdzenie i wyciszenie. Jak sie pozniej okazalo zawsze cos jest na zywo w seoznie letnim i przypuszczam ze muzyka tam grana ma rozne style.