W poniedzialek rano dotarlismy do Bulgarii do miejsca docelowego. Sozopol byl zaplanowany na odpoczynek i lezenie na sloncu wszak wakacje to nie tylko podroz, gdzie na 58 godzin 33 spedzasz w samochodzie:) Bulgaria - kraj ktory byl popuarnym kurortem w czasach polskiego socjalizmu wcale nie zrobila na mnie wrazenia och. Moze wynika to z faktu, ze kraj sam w sobie jest mdly. Oprocz morza ktore zachwyca (zreszta jak kazde morze ktorego temperatura jest wyzsza niz 25 stopni) nic tu nie ma wartego uwagi. Sozopol ma swoja czesc starego miasta gdzie wieczorem rozpoczyna sie zycie nocne. Rankiem okolo 9 nic sie tam nie dzieje ale to sa przypadlosci kurortow.
Dzien rozpoczelismy od plazowania na glownej plazy w Sozopolu. Brak miejsc recznik przy reczniku, piasek gruby pomieszany z muszlami. Po poludniu spokojnie moglismy zabukowac sie w naszym pensjonacie, ktory oprocz wygodnego pokoju dysponowal rowniez basenem i dostepem do WIFI
Nastepnego dnia znow dzien plazowania, jednak tym razem zdecydowalismy poszukac innej plazy. I jakie bylo zdziwienie kiedy dotarlismy na prawie pusta plaze oddalona co prawda od nas o jakies 3,5 km na ktorej byl spokoj, zdecydowanie mniejsza ilosc ludzi, drobny zloty piasek i tanie knajpki w ktorych mozna bylo zjesc obiadek.
Wieczor to zwiedzanie starego miasta w Sozopolu i kolacja. Jakze moglam nie zjesc oslawionej z tego kraju salatki szopskiej. Juz dzis wiem ze ten ser nazywa sie syrenie i dzieli sie na trzy rodzaje: kozi, krowi i owczy. W knajpach podaja krowi, bo najtanszy a prawdziwy jest mieszanka tych trzech. Szopska stala sie moja ulubiona potrawa bulgarska bo tak w zasadzie nie ma ciekawej kuchni.
Jutro to znaczy czwartek 5 wrzesnia po poludniu opuszcamy Bulgarie. Cel - Grecja. Tam salatka grecka:) ser to ciagly konfilkt bulgarow z grekami tu jest syrenie a tam feta:) Zatem chwila przerwy bo wifi moze nie byc:)